Z lotniska na Stansed jedziemy prosto na Shepherd's Bush. Jest to dzielnica zaraz obok Notting Hill - dzielnicy indywidualistów. Jakoś od razu przypomina mi sie słynny film: Julia Roberts i Hugh Grant. W głowie mijają się między sobą kadry z filmu. Śpimy tam dzięki gościnności znajomej z Polski. Użycza nam swojego mieszkania i za to gorące buziaczki.
Zostawiamy bagaże i wypuszczamy się w miasto. Uhhhhhhhhhhhhhhhhhh, ale ono wielkie. Niby jest ciepło, ale pada. Czyżby przywitała nas typowa angielska pogoda? Na ulicy nie da się zapomnieć o kraju, z którego się pochodzi, wszędzie słychać głosy Polaków. To co mnie najbardziej rozstraja: ruch lewoskrętny. W którą stronę patrzeć na przejściu przez ulicę? Głowa odruchowo idzie nie w tą stronę co trzeba. Masakra.
Wieczorne spotkanie z dawno nie widzianą znajomą - jakiś clubik na Soho - całkiem fajna dzielnica. Rozmowy o tym co warto zobaczyć w Londynie no i przede wszystkim co zdążymy zobaczyć przez te parę dni. Dzielnica Chinatown - bardzo zjawiskowe miejsce, mnie osobiście bardzo się podobało.